ipa

Kto jest na stronie

Odwiedza nas 243 gości oraz 0 użytkowników.

Archiwum

I Zlot RR czyli historia pisana przez nas samych

macius 100x75W tym roku naszemu klubowi Right Riders minęło sześć lat działalności. Niby niewiele, ale przez ten czas dołączyli do naszej grupy wspaniali ludzie; pasjonaci, którzy doceniają, że właśnie dzięki motocyklom poznali wyjątkowych kumpli, zwiedzili ciekawe miejsca i przeżyli niezapomniane chwile. Niejeden z nas, przed samym sobą przyznaje, że jest człowiekiem spełnionym - ma pasję i przyjaciół. Kiedy przystępowały do nas kolejne kluby federacyjne – cieszyliśmy się, że motocykliści chcą być ze sobą. Aby uporządkować terminarz wspólnych spotkań, Prezydenci czterech klubów Right Riders zdecydowali, że - poczynając od tego roku - każdy z federacyjnych klubów będzie co roku organizatorem zamkniętego zlotu. Jako pierwszy, organizacji podjął się Right Riders Lębork; przeważył argument: latem tylko nad morzem. Trudno licytować warunki przyrodnicze, więc przyjęliśmy termin rozpoczęcia I Zlotu Right Riders: 19 lipca 2015 roku.

Do Łebieńca zjechali klubowicze i Przyjaciele z całej Europy: część wróciła z zagranicznych wojaży, część z rajdu skandynawskiego; przyjechali czescy klubowicze RR Hranice i Pilzno, a także zaprzyjaźnieni żandarmi z Francji. W dniu przyjazdu do "Gościńca pod Łebą" odstawiliśmy stalowe konie do stajni i przystąpiliśmy do integrowania rodzinki RR. Mieliśmy do dyspozycji cały ośrodek z komfortowymi pokojami, domkami letniskowymi oraz zapleczem rekreacyjnym. Nad wszystkim królował klubowy baner Right Riders i flagi narodowe. To był znakomicie przygotowany zlot - nieskończona dawka wyrozumiałości z super zabawą przy muzyce i ognisku. Niesłabnącym powodzeniem cieszył się bufet, grillowe menu oraz tradycyjny specjał naszych południowych Right Ridersów, żartobliwie nazywany vepřo-knedlo-zelo. W poniedziałek dosiedliśmy motocykli, by w sporej kawalkadzie przez Gniewino, Władysławowo i Jastarnię dojechać na Hel. Potem złożyliśmy wizytę w Lęborku ze spacerkiem po mieście. Kolejnego dnia, tuż po śniadaniu, albo jeszcze w jego trakcie, kontynuowano niekończące się rozmowy o arcydziele ludzkiej inżynierii, wartym podziwu, pieniędzy i spędzonego z nim czasu, dla którego i dzięki któremu spotkaliśmy się na tym zlocie. Marki, klasy, rasy... Dyskusje o motocyklach wciągnęły tak bardzo, że dopiero nalot UFO-ludków na motolotniach skutecznie odwrócił uwagę. Próby ponownego wzbicia się w powietrze uniemożliwił wiatr, więc dalsza integracja odbywała się z udziałem niespodziewanych gości. Wieczorem przejazd do Łeby, piłka plażowa na mokrym piasku, kąpiel w morzu i spacer pod ruchome wydmy. Na deser rybka z rusztu w ekskluzywnym lokalu i znów powrót do "Gościńca pod Łebą". Dzięki niezwykłym zdolnościom klubowego didżeja Słodziaka bawiliśmy się do rana. Kolejnego dnia zlot zmienił swój charakter na migrujący. W poszukiwaniu przygody – pojechaliśmy na Mazury. Celem był Wilczy Szaniec, w którym część naszych Przyjaciół jeszcze nie była. Tym wspólnym przejazdem realizowaliśmy naszą pasję, czuliśmy pozytywne emocje, radość i szczęście, że jesteśmy razem. Nasz mikro zlot oficjalnie zakończył się 23 lipca 2015 r. kolacją w Osiniaku na Mazurach, chociaż niektórzy pozostali jeszcze nad jeziorem Roś. Te kilka dni w doborowym towarzystwie, kiedy bawiliśmy się od rana do wieczora, a nawet znów do rana, to powód, dla którego odstawienie dwóch kółek na boczny tor nie wchodzi w grę. U nas nie było palenia gumy, kręcenia manetą na parkingu, przygazówki na luzie, za to było hucznie, była feta i – jak podsumował nasz klubowy Sekretarz: super-sort, prima-cymes, nówka, ośka – fenderka, krótko mówiąc - BAJKA! Żyć nie umierać! Do zobaczenia za rok w Pilznie.