W tym roku naszemu klubowi Right Riders minęło sześć lat działalności. Niby niewiele, ale przez ten czas dołączyli do naszej grupy wspaniali ludzie; pasjonaci, którzy doceniają, że właśnie dzięki motocyklom poznali wyjątkowych kumpli, zwiedzili ciekawe miejsca i przeżyli niezapomniane chwile. Niejeden z nas, przed samym sobą przyznaje, że jest człowiekiem spełnionym - ma pasję i przyjaciół. Kiedy przystępowały do nas kolejne kluby federacyjne – cieszyliśmy się, że motocykliści chcą być ze sobą. Aby uporządkować terminarz wspólnych spotkań, Prezydenci czterech klubów Right Riders zdecydowali, że - poczynając od tego roku - każdy z federacyjnych klubów będzie co roku organizatorem zamkniętego zlotu. Jako pierwszy, organizacji podjął się Right Riders Lębork; przeważył argument: latem tylko nad morzem. Trudno licytować warunki przyrodnicze, więc przyjęliśmy termin rozpoczęcia I Zlotu Right Riders: 19 lipca 2015 roku.
Do Łebieńca zjechali klubowicze i Przyjaciele z całej Europy: część wróciła z zagranicznych wojaży, część z rajdu skandynawskiego; przyjechali czescy klubowicze RR Hranice i Pilzno, a także zaprzyjaźnieni żandarmi z Francji. W dniu przyjazdu do "Gościńca pod Łebą" odstawiliśmy stalowe konie do stajni i przystąpiliśmy do integrowania rodzinki RR. Mieliśmy do dyspozycji cały ośrodek z komfortowymi pokojami, domkami letniskowymi oraz zapleczem rekreacyjnym. Nad wszystkim królował klubowy baner Right Riders i flagi narodowe. To był znakomicie przygotowany zlot - nieskończona dawka wyrozumiałości z super zabawą przy muzyce i ognisku. Niesłabnącym powodzeniem cieszył się bufet, grillowe menu oraz tradycyjny specjał naszych południowych Right Ridersów, żartobliwie nazywany vepřo-knedlo-zelo. W poniedziałek dosiedliśmy motocykli, by w sporej kawalkadzie przez Gniewino, Władysławowo i Jastarnię dojechać na Hel. Potem złożyliśmy wizytę w Lęborku ze spacerkiem po mieście. Kolejnego dnia, tuż po śniadaniu, albo jeszcze w jego trakcie, kontynuowano niekończące się rozmowy o arcydziele ludzkiej inżynierii, wartym podziwu, pieniędzy i spędzonego z nim czasu, dla którego i dzięki któremu spotkaliśmy się na tym zlocie. Marki, klasy, rasy... Dyskusje o motocyklach wciągnęły tak bardzo, że dopiero nalot UFO-ludków na motolotniach skutecznie odwrócił uwagę. Próby ponownego wzbicia się w powietrze uniemożliwił wiatr, więc dalsza integracja odbywała się z udziałem niespodziewanych gości. Wieczorem przejazd do Łeby, piłka plażowa na mokrym piasku, kąpiel w morzu i spacer pod ruchome wydmy. Na deser rybka z rusztu w ekskluzywnym lokalu i znów powrót do "Gościńca pod Łebą". Dzięki niezwykłym zdolnościom klubowego didżeja Słodziaka bawiliśmy się do rana. Kolejnego dnia zlot zmienił swój charakter na migrujący. W poszukiwaniu przygody – pojechaliśmy na Mazury. Celem był Wilczy Szaniec, w którym część naszych Przyjaciół jeszcze nie była. Tym wspólnym przejazdem realizowaliśmy naszą pasję, czuliśmy pozytywne emocje, radość i szczęście, że jesteśmy razem. Nasz mikro zlot oficjalnie zakończył się 23 lipca 2015 r. kolacją w Osiniaku na Mazurach, chociaż niektórzy pozostali jeszcze nad jeziorem Roś. Te kilka dni w doborowym towarzystwie, kiedy bawiliśmy się od rana do wieczora, a nawet znów do rana, to powód, dla którego odstawienie dwóch kółek na boczny tor nie wchodzi w grę. U nas nie było palenia gumy, kręcenia manetą na parkingu, przygazówki na luzie, za to było hucznie, była feta i – jak podsumował nasz klubowy Sekretarz: super-sort, prima-cymes, nówka, ośka – fenderka, krótko mówiąc - BAJKA! Żyć nie umierać! Do zobaczenia za rok w Pilznie.