ipa

Kto jest na stronie

Odwiedza nas 46 gości oraz 0 użytkowników.

Archiwum

MotoMajówka w Karkonoszach

motomajowka 100x75Już jesienią ubiegłego roku było wiadomo dokąd Right Ridersi pojadą w weekend majowy 2014 r.. Ogarnięci obsesją jazdy, ograniczoną jedynie czasem i finansami, zaplanowaliśmy na 1- 4 maja integracyjny wyjazd w Karkonosze. Mieli się spotkać poskramiacze łuków, zakrętów i wiraży z trzech federacyjnych klubów Right Riders: z  Lęborka, Hranic i Warszawy.  Łącza poczty mailowej grzały się do ostatniej chwili, cały plan został dograny w szczegółach i wczesnym rankiem - 1 maja, po kilkanaście motocykli ruszyło ze swoich klubów, by spotkać się w Jagniątkowie na peryferiach Jeleniej Góry. Dla każdego motocyklisty jazda to podszyty tajemnicą i pięknem krajobrazu magnetyzm, który przyciąga. Trasa, aż pod Wrocław - jak marzenie, słoneczko grzało, wietrzyk chłodził, widoczność znakomita i wydawało się, że nic nie zakłóci jazdy w kolumnie z okresowymi próbami hamowania i przyspieszania, jazdy po łuku, testów na używanie tylnego hamulca, czy też  synchronicznej zmiany miejsca w kolumnie. Niestety, późnym popołudniem aura przestała nam sprzyjać i przy wjeździe do Lwówka Śląskiego zaczęło

padać. Ledwie zdołaliśmy zaparkować przed restauracją Pod Czarnym Krukiem a lunął rzęsisty deszcz, który naszych kamratów z Hranic przemoczył doszczętnie. Jedząc obiad, przez prawie dwie godziny suszyliśmy kombinezony, po czym zaopatrzeni w Lwówek Książęcy, Ratuszowy; Wrocławski i Wiedeński z miejscowego browaru – ruszyliśmy do celu - pensjonatu Zacisze pod Śmielcem. Ten odcinek trasy, mimo, że prowadził przez malowniczy Park Krajobrazowy Doliny Bobru był mało komfortowy; padał deszcz, a miejscami dokuczała opadająca mgła znacznie ograniczająca widoczność. Trzy luksusowe domki i hotel Borowik stały się naszym schronieniem na najbliższe cztery dni. Wieczorem niebo było dla nas łaskawsze, co pozwoliło na pełną integrację przy grillu i nie tylko chmielowym napoju. Wiadomo, to najlepszy wstęp do skutecznej nauki języka. Nazajutrz, w dwóch grupach wyruszyliśmy do Teplic nad Metują by zwiedzić niezwykły kompleks Skalnego Miasta w obszarze Skał Adrszpasko-Cieplickich. Dla Braci Czechów nasz cel był mało atrakcyjny, bowiem wielokrotnie odwiedzali to miejsce, dlatego sami zakotwiczyli w Skalnym Młynie, a my rozpoczęliśmy ekscytującą wędrówkę wśród unikalnych bloków zwietrzałego piaskowca. Dobrze oznakowane trasy i skały pozwoliły nam rozpoznać Głowę Cukru, Kochanków, Komin Cukrowy czy Starostę i Starościnę. Zabrakło czasu na rejs po jeziorze, ale obiecaliśmy sobie, że jeszcze tu wrócimy i następnym razem zobaczymy pozostałe atrakcje. Po kilku godzinach wytężonego spaceru powróciliśmy do motocykli, by – już wspólnie z Czechami - dojechać po polskiej stronie do Głuszycy, tym razem podziemnego miasta w kompleksie Osówka. Zaopatrzeni w twarzowe kaski, wspierani merytorycznie przez przewodnika przemaszerowaliśmy przez podziemne korytarze. Dyskusja o sensie drążenia przez Niemców w tym miejscu skał przeniosła się do pobliskiej restauracji, skąd mocno wieczorową porą wyruszyliśmy do Jagniątkowa. Droga, mimo, ze niezbyt odległa przeciągnęła się w czasie, a to za sprawą długiej kolumny naszych motocykli i deszczu, który utrudniał ocenę warunków na drodze. Ostatecznie, po powrocie do miejsca zakwaterowania, dalsza integracja odbywała się w podgrupach. Plan na trzeci dzień przewidywał gastronomiczną rozrywkę w dowolnie wybranym miejscu. Jak to zwykle bywa w demokratycznym podejmowaniu decyzji, nastąpił podział grupy: część - motocyklami przez Jakuszyce i Szklarską Porębę udała się do Harrachova po czeskiej stronie. To urokliwe miasteczko słynie z kompleksu ośmiu skoczni narciarskich, najstarszej w Czechach funkcjonującej huty szkła i organizowanego corocznie w lipcu Święta Piwa. W nieco przypominającej przeszłe czasy restauracji Praha posililiśmy się znakomitymi żeberkami i golonką, a po relaksującym spacerze w promieniach zachodzącego słońca wsiedliśmy na motocykle, by po przejechaniu Jakuszyc zatrzymać się po polskiej stronie w zamglonej od deszczu Szklarskiej Porębie. Spacer po parku i rozmowa z odpoczywającymi tutaj cudzoziemcami przypomniała nam o atrakcyjności tych terenów. Niestety, niski pułap chmur nie pozwolił nam cieszyć się ze Wzgórza Krzywoustego widokiem rozświetlonej Jeleniej Góry, ale droga na szczyt i powrót do Zacisza pod Śmielcem dały nam mnóstwo satysfakcji. W tym samym czasie druga grupa Right Ridersów pojechała do Zamku Czocha gdzie spędzili czas na gastronomicznych rozważaniach o wyższości klubowej integracji nad samotnymi wyprawami po Złote Runo. Wspólne biesiadowanie trwało do późna w nocy. Niestety wszystko co miłe szybko się kończy, więc w niedzielne południe, po odtrąbieniu rozstania, zwartą kolumną ruszyliśmy do domów. Wprawdzie wyjazd nie przyniósł przekraczania kolejnych barier prędkości na motocyklu, ale była to świetna okazja do wypoczynku i zacieśnienia motocyklowych przyjaźni. My już mamy kolejny cel- za miesiąc Bieszczady. Do zobaczenia na trasie.